poniedziałek, 27 lipca 2015

Nie rozdział!

Wiemy, że nie raz komentowanie może być męczące, ale nam na prawdę na tym zależy. Strasznie podobają nam się jak opisujecie, co się podobało a co nie. To bardzo, ale to bardzo motywuje. Prosimy was o to. Komentarze to taki wasz wkład w to ff. Również chciałybyśmy prosić was o shoutout naszego ff. Skoro piszecie ,że się wam podoba, zróbmy tak żeby więcej osób się o nim dowiedziało. To daje taki power, jeśli wiesz, że masz dla kogo pisać. Razem z Karolą, bardzo chcemy skończyć to ff, mamy tyle pomysłów... Więc prosimy was, rozsyłajcie link na tt, przyjaciołom na facebook'u, ask'u.  Gdziekolwiek. To na prawdę jest mega zajebiste wsparcie dla nas. Wysyłajcie też opinie na tt pod hashtag #FallFanficion.
Dziękujemy tym, którzy cały czas komentują i dają nam kopa. Kochamy was.
Ps. jak dobrze pójdzie to nowy, dłuższy rozdział w środę!
~Marcela i Karola

sobota, 25 lipca 2015

5. Tą osobą jest nie kto inny jak Louis Tomlinson. Louis w którym jestem zakochana.

 WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM
- Na pewno o nim słyszałaś..- zaczął, a uśmiech zgasł- Louis, Louis Tomlinson.
Cholera.
Chyba tracę przytomność.

Jasność. Huk.
Powoli zaczęłam otwierać oczy, byłoby mi łatwiej, gdyby nie te rażące promienie światła.
- Mia?- usłyszałam znajomy głos.
Co się stało? Gdzie ja jestem?
Gabinet pielęgniarski. 
- Logan?- zapytałam, chcąc się dowiedzieć, dlaczego tutaj jestem.
Leżałam na materacu, wpatrując się w pielęgniarkę i przyjaciela.
- Zemdlałaś- usłyszałam nie bardzo miły głos pielęgniarki.
Zemdlałam?
- Wspomniałem Ci o tym moim przyjacielu, a ty zemdlałaś- oświadczył mi chłopak, chwytając mnie za rękę.
No tak, teraz już pamiętam. Louis, chłopak, któremu mamy zepsuć życie. Nie wiem czy będę w stanie to zrobić.
Jeszcze chwilę leżałam, po czym wstałam i wyszłam do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz, który wcześniej ukradłam. Nie wolno ich zamykać, ale z konsekwencjami rozprawię się później, na razie nie mam na to siły. Nie zwracam uwagi na pukanie, które słyszę coraz ciszej, zapadam w głęboki sen. 

Budzę się. Usiadłam na łóżku i potarłam lekko czoło, rozejrzałam się. Wszędzie było biało, ale nie wyglądało to jak mój pokój w ośrodku. Wstałam i spojrzałam na siebie w lustrze, miałam na sobie jedwabną koszulę nocną. Przecież nie stać mnie na taką. Wpatrywałam się w siebie w lustrze, nie wyglądałam jak ja. Miałam kilka siwych włosów, zmarszczki na czole. Spokojnie wyglądałam na 40 lat. Nie możliwe, że przespałam pół życia. Miałam zacząć płakać, kiedy wszedł nie kto inny jak Logan, wyglądał na tyle lat co ja. Podszedł do mnie i ucałował mój policzek, nie poczułam  nic. Żadnego przyjemnego ciepła, czy czegoś innego.
- Cześć kochanie- powiedział uśmiechając się szeroko- Tęskniłem.
- Logan?- zapytałam cicho nie wiedząc o co chodzi- Skąd mamy tyle pieniędzy?
- Nie pamiętasz kochanie?- uniósł lekko brew. a ja pokręciłam tylko głową- Pozwól,że opowiem ci nasz historie. Wszystko zaczęło się, tej nocy kiedy siedzieliśmy i powiedziałaś mi, że mam się zemścić na moim przyjacielu. Wymyśliliśmy plan, a raczej ty, Mia. Ty także go znałaś, przecież wiesz. Wymknęliśmy się pewnej nocy z ośrodka i poszliśmy do najbliższej telewizji jaka była. Na początku nie chciano nas wpuścić, ale przekonaliśmy ich, mówiąc, że mamy dla nich pewną informacje. Kiedy weszliśmy do środka, okazało się, że akurat tam było One Direction. Weszliśmy na środek, był to program na żywo i zaczęłaś opowiadać o Louisie. O tym, jak chciał się zabić, skoczyć. Zniszczyliśmy go i cały zespół, za tą plotkę i całą opowieść dostaliśmy nie złą sumkę, kochanie. Dlatego jesteśmy tacy bogaci- Przerwał i spojrzał na mnie a w moich oczach pojawiły się łzy. 
- C..co z Lou?- Zapytałam cicho.
- Nie żyje- wzruszył ramionami- Nie długo po tym, oni przeżywali piekło, a że Louis jest, znaczy był słaby psychicznie. Zabił się

Obudziłam się tym razem, na prawdę. Płakałam, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, ale jednego byłam pewna, nie mogłam tego zrobić Louisowi. Jest on dla mnie zbyt ważny. Kiedy już się uspokoiłam, spojrzałam na zegarek, była 14 czyli pora odwiedzin. Do mnie nigdy nikt nie przychodził, więc jakoś nie starałam się szybko zbierać. Poszłam pod prysznic, nie mogłam wyrzucić z głowy mojego snu. Wykąpana i wysuszona, ubrałam na siebie jakieś dresy, koszulkę i wyszłam z pokoju. Chciałam poszukać Logana, ale nie wiedziałam, czy chce z nim rozmawiać o zemście na Lou. Chodziłam bez celu po instytucie, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiech Logana, a za nim osobę, która była w mojej głowie od 3 lat. O której nie mogłam zapomnieć, w której byłam zakochana. Osoba, która działa na mnie tak jak nikt inny, pomimo tego, że nie znamy się za dobrze. Chociaż znamy się jednak dobrze, mamy sekret, który nas wiążę, chyba zawsze tak powinno być. Wiemy tylko ja i on. Ja i osoba, która stoi metr przede mną.
Tą osobą jest nie kto inny jak Louis Tomlinson. Louis w którym jestem zakochana.
- Hej, Logan- powiedziałam cicho, starając się nie patrzeć na jego towarzysza.
- Hej, skarbie- zdziwiło mnie to jak nazwał mnie mój przyjaciel i zmarszczyłam lekko brwi.-Mia, to jest Louis mój przyjaciel, Lou-spojrzał na niego, aj zrobiłam to samo i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Wiem, kim ona jest- powiedział, co mnie zdziwiło- Cześć Mia, chyba dawno się nie widzieliśmy- Powiedział łagodnie, a jego głos, wypowiadający moje imię, to mój ulubiony dźwięk.
- Ale.. skąd?- Logan spojrzał na nas, jednak nie otrzymał niczego w zamian.
Byliśmy tylko ja i Louis, nie widziałam nic poza nim. Nic. Liczył się w tym momencie tylko on. 
-  Hej- niebieskooki chłopak wyciągnął do mnie rękę, ale ja nie byłam w stanie jej uścisnąć, no bo. Tak po prostu hej? Tylko tyle? Gdyby mnie pamiętał, to nie byłoby to zwykłe hej. Na jego twarzy cały czas widnieje uśmiech, zero śladu, że cokolwiek pamięta.
- Cześć- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć po minucie stania jak kołek.
Skoro on nie wie kim jestem, to ja też mu tego nie powiem, tak będzie najlepiej.
- Chodźmy usiąść na naszym miejscu- odezwał się Logan, chwytając mnie za plecy, prowadząc.  
Wtf Logan. Usiedliśmy i wtedy mój przyjaciel się odezwał.

- Musisz nam wszystko opowiedzieć, jak tam twoja kariera?
- Wszystko w porządku, to wszystko jest cholernie męczące, ale to uczucie gdy śpiewasz jest rewelacyjne. To co robię jest tym, za co warto żyć- uśmiechnął się a jego wzrok spoczął na mnie. To boli jeszcze bardziej. Oddychaj, oddychaj.
- Ucieknijmy stąd dziś, nie chce już tutaj być- powiedziałam chwytając Logana za rękaw- proszę.
- Ja nie mam nic przeciwko- pocałował mój policzek, aha?- Pomożesz nam stary?- zwrócił się z tym do tego beznadziejnego chłopaka a po czym wstał.
- Pomogę- powiedział i wypuścił mocniej powietrze z ust- ale macie jakiś plan?
- Mia zawsze ma plany, na każdą okazje- obydwoje spojrzeli na mnie- na każdą okazje- powtórzył, a ja wiem dlaczego.
Szkoda, że tym razem nie miałam planu, miałam pustkę w głowie odkąd go zobaczyłam.
- Tym razem nie mam planu- wzruszyłam i posmutniałam- tutaj pilnują 24/7, jak mamy to zrobić?
- Może chcemy zrobić to zbyt pochopnie?
Płacze, bo to samo powiedział przy mnie jak chciałam skakać, 3 lata temu. 
Znów tracę przytomność.
- Ostatnio cały czas traci przytomność- słyszę jakiś głos- może jest chora?
- Uspokój się- mówi ktoś inny- nic jej nie będzie, po prostu daj jej odpocząć. Nie rozróżniam głosów, ale on ma rację, chce odpocząć, nie ważne, że nie wiem gdzie jestem.

Oczami Logana 
Mia śpi już dobre 6 godzin, dochodzi godzina 23 a ja nie wiem co mam z nią zrobić? Ma zostać u mnie w domu na noc? W sumie to by mogła. 
Siedzimy z Lou przed telewizorem, oglądając jakiś beznadziejny horror, który nawet nie jest straszny, jest obrzydliwy. Tęskniłem za tym głupkiem, mimo, że nadal jestem na niego zły i chce się odegrać, boli mnie to, że o mnie zapomniał. Mogę zrobić wszystko, ale nigdy go nie wybaczę. Lubię go i nienawidzę jednocześnie, jednak chyba przewyższa to drugie.

Oczami Mii
Powoli otwieram oczy, czując jeszcze zawroty w głowie. Gdzie ja do cholery jestem? Bo na pewno nie w ośrodku.
Otaczają mnie ładne, brązowe ściany na których wiszą dwa plakaty jakiegoś zespołu, którego nie znam. Obok łóżka na którym leże stoi wielka szafa a po lewej stronie mała szafka. Widać, że pokój jest zadbany.
Podnoszę się, wydaję mi się, że czuję się na siłach, jednak zginam rękę i upadam na ziemie. Ałć. Gdziekolwiek jestem, ktoś zaraz przyjdzie, ponieważ na pewno usłyszał mój upadek.
- Kochanie, nic Ci nie jest?- podnoszę głowę, żeby zobaczyć dwóch chłopaków w drzwiach. Zamykam oczy a gdy otwieram ich już nie ma, robię zdziwioną minę a później czuję, że ktoś pomaga mi wstać.
- Gdzie jesteśmy- pytam zmęczona?
- U mnie w domu- odpowiada Logan- to głupie, ale dzięki tobie uciekliśmy, wiesz kiedy zemdleć- zaśmiał się.
- Jak się czujesz?- zapytał tym razem Louis a ja nie wiedziałam jak sie zachować. Wpatrywałam się chwilę w jego oczy, ale nic tam nie zobaczyłam.
- Już lepiej, jak się wydostaliśmy? Nie będą nas szukać?
- Cóż, jak ty zemdlałaś i nie chciałaś się obudzić przez jakiś czas, więc powiedzieliśmy, że zabierzemy się do szpitala, bo sama pielęgniarka nie wystarczy. Nie chcieli nas wypuścić samych, więc wziąłem Cię na ręce i po prostu zacząłem iść do samochodu wrzeszcząc i histeryzując, że umierasz. Pielęgniarka zaczęła krzyczeć a nawet nas gonić, ale zdążyliśmy uciec. Tak naprawdę nie byliśmy w szpitalu, ale nie czujesz się chyba tak źle, żeby tam pojechać, prawda? Nienawidzę szpitali- powiedział na jednym tchu.
- Mamy przechlapane- powiedziałam i uśmiechnęłam się- lubię mieć przechlapane.


***

Witamy was ludziska! Musicie nas mocno kopnąć w dupe za to, że tak rzadko dodajemy rozdziały. Nie wiemy dlaczego tak, ale chcemy to zmienić już na serio. Dlatego musicie nam pomóc! Jak? wystarczy komentować, obserwować bloga, cokolwiek, żebyśmy wiedziały, że jest sens pisać to opowiadanie
Możecie też polecać bloga znajomym, przyjaciołom. Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział, ponieważ o wiele lepiej się piszę, jak wie się, że ktoś na prawdę czeka na ten rozdział, bo mu się to podoba.
Tłitujcie też swoją opinię na tt za pomocą hashtag'u #FallFanfiction 
Prosimy o podawanie nowych userów, jeśli zmieniacie.
Jak wam się podobał rozdział? Zaczyna się coś dziać asdfghjkl
Kolejny rozdział będzie za ok. 3 dni, więc pokażcie, że podoba wam się to ff i chcecie więcej!
Jeśli się postaracie i będziemy wiedziały, ze warto pisać, będziemy dodawać o wiele dłuższe rozdziały! x
Kochamy was
~Karola i Marcela  

piątek, 19 czerwca 2015

4. - Na pewno o nim słyszałaś..- zaczął, a uśmiech zgasł- Louis, Louis Tomlinson.

Codzienna pobudka była jak zwykle o godzinie 7:00. Jedynie w niedziele pozwalali nam pospać o godzinę dłużej. Śniadanie było pół godziny później, a gdy ktoś nie zdążył to po prostu go nie jadł.
Minął już tydzień odkąd tu jestem, gdyby nie Logan w ciągu tego czasu nie jadałabym śniadania przez 4 dni.
Co się zmieliło w ciągu tych siedmiu dni? Nie wiele ale zarazem dużo. Moje samopoczucie jest teraz lepsze, ale dalej nad tym pracuję. Logan mi pomaga. Logan, Logan, Logan. Odkąd spędzamy razem czas wszystko idzie dobrze, no cóż, przynajmniej lepiej niż wcześniej. Może chce nim sobie zastąpić chłopaka, który wcześniej był w x-factor a teraz spełnia swoje marzenia? hmm.. nie, to nie mogłoby tak działać. Po pierwsze Logan nie mógłby mnie tak skrzywdzić jak zrobił to On, po drugie Logan jest tylko przyjacielem, a po trzecie nikt nie jest wstanie zastąpić tego idioty, Louis'a.
Mimo wszystko bardzo lubię tego idiotę, który o mnie zapomniał.
W ciągu tego czasu przemyślałam też kilka rzeczy i doszłam do wniosku, że ja po prostu potrzebowałam przyjaciela. Czułam się samotna, opuszczona i to było przyczyną mojego smutku, a teraz gdy już go mam, czuję się lepiej. Fizycznie i psychicznie. Najlepsze jest to, że przy nim czuję się swobodnie, mogę z nim szczerze porozmawiać i wiem, że mnie zrozumie. Rozumiemy się wzajemnie.
- Idziemy się przejść?- nawet nie usłyszałam pukania do drzwi, kiedy pojawił się chłopak, a może wcale nie pukał? Ugh.
- Pewnie- uśmiecham się i ściskam go na powitanie- w sumie to nie jestem głodna, więc możemy iść od razu- biorę telefon z szafki i przeglądam się w lustrze- ah no tak, a ty nie jesteś głodny?
- Nie, zjadłem w nocy z trzy paczki chrupek- zaśmiał się, a ja poszłam w jego ślady.
- To chodźmy, puszczą nas, prawda?- w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
Miał rację, puścili nas, ale pierw przeszukali nas od góry do dołu, ale nie znaleźli ani grama prochów. Chłopak chwycił mnie za rękę, poprowadził na małe wzgórze i posadził mnie obok niego. Puścił moją dłoń wyciągając ze swojej kieszeni pewną kartkę, na której jest coś napisane.
- To tekst piosenki mojego..przyjaciela, albo już byłego przyjaciela - uśmiechnął się i podał mi kartkę- napisał go dwa lata temu właśnie na tym wzgórzu.
Patrzyłam jeszcze chwilę na Logana, próbowałam odczytać coś z jego twarzy. Na zewnątrz widziałam uśmiechniętą twarz dwudziestu-dwulatka, ale w środku kryła się krzywda, ból, tęsknota a przede wszystkim smutek.
Zaczęłam czytać.

Do you ever feel out of place? // czy kiedykolwiek czułeś się na niewłaściwym miejscu?
Like somehow you just don't belong // jakbyś po prostu nie pasował
And no one understands you // i nikt się nie rozumiał
Do you ever feel like breaking down? // czy kiedykolwiek czułeś się załamany?

Do you ever wanna run away? // Czy kiedykolwiek chciałeś uciec?
Do you lock yourself in your room? // Czy zamknąłeś się w swoim pokoju?
With the radio on turned up so loud // Z głośno włączonym radiem
That no one hears you screaming // Żeby nikt nie słyszał, jak krzyczysz

No you don't know what it's like // Nie, ty nie wiem jak to jest
When nothing feels alright // Kiedy nic nie idzie dobrze
You don't know whet it's like to be like me // Nie wiesz, jak to jest, być jak ja

To be hurt // Być zranionym
To be lost // Czuć się zagubionym
To be left out in the dark // Być opuszczonym w ciemności
To be kicked // Być kopniętym
When you're down // Kiedy jesteś leżący
To feel like you're been pushed around // Czuć się, jakby tobą pomiatano
To be on the edge of breaking down // Być na krawędzi załamania
And no one's there to save you // A nie ma tam nikogo, kto by cię uratował
No you don't know what it's like // Nie, nie wiesz, jak to jest

Welcome to my life // Witaj w moim życiu

Do you wanna be somebody else? // Czy chciałbyś być kimś innym?
Are you sick of feeling so left out? // Masz dość bycia pominiętym?
Are you desperate to find something more // Czy jesteś zdesperowany,żeby znaleźć coś więcej
Before your life is over? // Zanim twoje życie się skończy 

Are you stuck inside a world you hate? // Czy utknąłeś w świecie, którego nienawidzisz? 
Are you sick of everyone around? // Masz dość wszystkich wokół?
With the big fake smiles and stupid lies // Z ich wielkimi, fałszywymi uśmiechami i głupimi kłamstwami
While deep inside you're bleeding // Kiedy głęboko w środku krwawisz

No one ever lied straight to your face // Nikt nigdy nie kłamał ci prosto w twarz
And no one ever stabbed you in the back // I nikt nigdy nie wbił ci noża w plecy
You might think I'm happy // Możesz myśleć, że jestem szczęśliwy

But I'm not gonna be ok! // Ale nie będzie ze mną w porządku!


Kiedy skończyłam czytać do moich oczu napływały łzy, ta piosenka tak bardzo opisywała mnie i moje życie. To gdzie się teraz znajdowałam, położyłam głowę na ramieniu mężczyzny.
- Powiedziałeś, że tu na tym wzgórzu, czyli on był w tym ośrodku?- zapytałam niepewnie, nie wiedziałam nawet czemu, bałam się go o to zapytać.
- Nie, nie był tu, on jest grzecznym chłopcem, nigdy nie pił przed 18 i nie palił, a teraz tylko czasem na grubszej imprezie jest pijany, ale nie o to chodzi- wzruszył lekko ramionami i kontynuował- Kiedyś jak był mnie odwiedzić, właśnie 2 lata temu, zaprowadziłem go tutaj. Bardzo mu się tu spodobało, siedzieliśmy tu do wieczora i rozmawialiśmy o wszystkim- westchnął cicho, widać było, że tęskni za tym, spojrzałam na niego- I kiedyś znów tu przyszedłem, sam, ale zobaczyłem jego, usiadłem obok a on zaczął mi mówić, że przychodził tu codziennie aż napisał to- pokazał mi kartkę z piosenką- Powiedział mi, że opisał tam siebie, całego siebie.
Patrzyłam na niego i słuchałam go uważnie, chłopak, który to napisał musiał być taki jak ja.
- Co się teraz dzieje z tym chłopakiem? Utrzymujecie kontakt?- zapytałam, ponieważ ciekawość wzięła górę.
- Cóż, jeśli mam być szczery, to nie dogadujemy się już jak wcześniej, kontaktujemy się może raz na miesiąc- wzruszył ramionami. Tęskni za nim. 
- Czy on był powodem, dlaczego tutaj wylądowałeś?
- W jakimś sensie tak- spojrzał na mnie ze smutną miną, ale zaraz potem się uśmiechnął- jesteś strasznie ciekawska- zaśmiał się.
- Wiem- odpowiedziałam mu uśmiechem. Nastała krótka cisza, którą w końcu przerwałam- wiesz co? Mam pomysł.
- No?
- Jeśli on był powodem dla którego tu wylądowałeś, zrób mu tą samą krzywdę jaką on zrobił tobie- wskazałam na niego palcem- musisz to zrobić, wiem, że to wredne, ale taka moja natura- uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.
- Sam nie wiem czy to dobry pomysł- zaczął wstawać, ale z powrotem usiadł- Chociaż... jeśli on zachował się jak dupek, to ja też mogę- popatrzył na mnie, zobaczyłam małe iskierki w jego oczach- a ty mi w tym pomożesz.
- Przyjaciołom się pomaga- chwyciłam go za małego palca i umocniliśmy moją obietnice.
- Czyli umowa stoi?- zapytał z uśmiechem na twarzy, miło było patrzeć jak jest szczęśliwy. Te błyszczące oczy i szeroki uśmiech tylko dodawały mu urody. Jest bardzo przystojny, ma niepowtarzalny kolor oczu, taki wpadający w fiolet i ciemne włosy. Na pewno nie jedna dziewczyna chciałaby z nim być.
- Jasne, że tak. Więc działamy -zaśmiałam się cicho- Tylko wymyśl plan, a ja postaram się go dopracować, jestem w tym całkiem dobra. Nie bez powodu jestem tą złą córeczką rodziców i zaczęłam ćpań- starałam się zażartować, spojrzałam na chłopaka, uśmiechał się cały czas- Ale wiesz. to nie znaczy, że nie chce z nimi skończyć, Logan.
- Wiem, Mia. Ja też- Spojrzał mi w oczy i przysunął się do mnie- Wiesz, że damy radę? Zawsze. Ja pomogę tobie, a ty mi.
- Zawsze- powtórzyłam.
Logan był tak blisko mnie, że czułam jego oddech na moich ustach, złapał mnie swoimi dużymi dłońmi za policzki i uniósł moją twarz w górę, żebym spojrzała na niego. W jego oczach pojawił się blask... znów, ale tym razem był trochę inny. Błyszczały mu oczy, wyglądał cudownie, jego oczy przeszywały mnie na wylot, uniosłam lekko kąciki ust w górę i zamknęłam oczy. Nie minęło parę sekund aż poczułam jego ciepłe, delikatne wargi na swoich. Przyciągnął mnie mocniej, ale z czułością za policzki do siebie, objęłam go za szyję oddając pocałunek. Właśnie w tym momencie w głowie miałam tylko Logana, jego usta i włosy, którymi się teraz bawiłam.
Przerwał nam dzwonek, który informował nas o powrocie. Oderwałam się delikatnie od niego i oblizałam powoli swoje usta.
- Chyba musimy się zbierać.-powiedział, lekko zachrypłym głosem.
- Niestety tak-odpowiedziałam uśmiechając się lekko i wstałam,otrzepałam swoje spodnie i czekałam aż wstanie mój przyjaciel.
Kiedy wstał, złapał delikatnie moją dłoń, a ja ścisnęłam ją lekko i ruszyliśmy do instytutu. Szliśmy w ciszy, byłam ciekawa o czym myśli Logan, ale bałam się zapytać. Weszliśmy do środka, a opiekuni zaczęli nas sprawdzać, czy nie piliśmy albo paliliśmy. Byliśmy czyści, więc nas puścili.Gdy w końcu dochodziliśmy do pokoi, odważyłam się zapytać go o pewną rzecz, która męczyła mnie od naszej jakiegoś czasu.
- Ej Logan jak ten chłopak, którego mamy zniszczyć ma na imię?- zapytałam, byłam bardzo ciekawa kto to jest.
- Na pewno o nim słyszałaś..- zaczął, a uśmiech zgasł- Louis, Louis Tomlinson.
Cholera.
Chyba tracę przytomność.

***

Oto jest już 4 rozdział! Jak wam się podoba?
Misie, jeśli czytacie rozdział, prosimy o komentarz, to tylko chwilka, a my chcemy znać opinię. Nie ważne kiedy go czytasz, skomentuj, to na prawdę daje dużą motywację, za czym idzie szybciej dodany rozdział!
Jeśli jeszcze nie dodałeś/aś się do zakładki informowani, to zapraszamy.
Tak jak chcieliście, założyłyśmy konto na wattpad: WATTPAD LINK
Może również pisać swoje opinie na tt, pod hasztagiem #FallFanfiction  
Do kolejnego, kochamy was! x
~Karola i Marcela




poniedziałek, 15 czerwca 2015

3. Nowy przyjaciel.

notka pod rozdziałem

Siedziałam na moście, było bardzo ciemno, żadna latarnia w pobliżu nie świeciła swoim blaskiem. Miałam nadzieję, że za nie długo się zapalą , a ja przestane się aż tak bardzo bać. Patrzyłam w ciemne niebo, niebo bez gwiazd. Jedyne co dostrzegłam na nim to księżyc i to bardzo malutki. Była pełnia, gdy byłam mała uwielbiałam siedzieć na parapecie i wyglądać przez okno na to zjawisko, ale jak widać ja się zmieniłam i teraz nienawidzę pełni księżyca. Nie mogę nawet patrzeć na jasne koło na niebie. 
Piłam swojego ulubionego szampana, z jednej strony był on słodki a z drugiej gorzki. Dlatego był moim ulubionym, bo był taki jak ja. Mia, z jednej i mniejszej strony słodka a z drugiej gorzka. To zabawne jak czas potrafi zmieniać ludzi, jeszcze niedawno bałam się stać na drugim piętrze i patrzeć w dół a teraz? Teraz siedzę na moście, pijana macham nogami i mam gdzieś czy umrę czy nie. Ale ze względu na Lou chyba nie chciałabym tego, bo może nam się udać. Czas pokaże na razie jest beznadziejne, nie wierze w to, że on zapomniał o mnie. Gdyby tak było to już nic mnie nie trzyma na tym świcie.
- Dobrze się bawisz tam u góry moim kosztem?- spojrzałam w niebo i  zaśmiałam się słabo- To jest nie fair, czemu ona może Go mieć, a ja do cholery nie? Odpowiedz mi na to głupie pytanie- powiedziałam lekko zdenerwowana, ktoś kto był blisko mógł tylko usłyszeć moje pytanie, ale nikogo nie było więc się nie bałam.
- Serio myślałaś, że poczuję coś do ciebie Mia?- usłyszałam znajomy mi głos, nie..nie to nie mógł być On. 
- Louis- szepnęłam bezgłośnie. Brunet usiadł obok mnie, ale tak, że nogi zwisały mu po stronie drogi.
- Tak, Louis. Ten sam co był dwa lata temu w sylwestra- zaśmiał się- A ty dalej jesteś tą samą żałosną osobą co wtedy. Ale dziwi mnie to, że nikogo nie masz. Narkomanka, która wierzy w miłość?-prychnął - Pierwsze słyszę, ale żebyś była taka głupia i wierzyła, że ja na prawdę coś poczuję? Mogłem to przewidzieć w końcu jestem Louis Tomlinson.
Nie, nie, nie on kłamie. Na pewno kłamie, a tu jest ukryta kamera. Miałam taką nadzieję. Z każdym jego słowem do moich oczu napływały nowe, gorące łzy. Nie mogłam tego słuchać, bolało mnie w środku. Wręcz rozwalało mnie to uczucie, uczucie kiedy pęka ci serce na milion kawałeczków. Pociągnęłam cicho nosem, a Lou spojrzał na mnie.
- Oj Mia, Mia, Mia... Mała łatwo wierna Mia- zaśmiał się- chyba czas się już pożegnać. Nie sądzisz?
- Tak, chyba już czas Louis- spojrzałam na niego ostatni raz, na twarzy miał perfidny uśmiech ,ale ja mimo to i tak coś do niego czułam. Westchnęłam cicho
- Żegnaj Louis- po wypowiedzeniu tych słów dopiłam szampana, odłożyłam butelkę i stanęłam na krawędzi- byłeś dla mnie kimś więcej niż zwykłą osobą, zobaczymy jak cię za suka potraktuje- zobaczyłam jego cudowną twarz po raz ostatni, wyciągnęłam nogę do przodu gdzie nie miałam gruntu, po chwili zrobiłam to samo z drugą i już mnie nie było.

Obudziłam się cała zalana potem. Od dwóch lat coraz częściej śni mi się most, skok i śmierć.
Zaświeciłam światło i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 04.00. Westchnęłam cicho, przetarłam twarz i poczułam mokre od płaczu policzki. Mam dość tych koszmarów. Jak byłam mała i mój tata wpadł w alkoholizm, również je miałam. Wtuliłam się mocno w poduszkę i zamknęłam oczy, ale nie zasnęłam. Po jakimś czasie usłyszałam, że drzwi się otwierają, zacisnęłam oczy i próbowałam udawać, że śpię.
- Córeczko?-szepnął znajomy głos mojej mamy, nie odezwałam się, nie miałam ochoty teraz rozmawiać- czyli śpisz, wiedz, że bardzo cię kocham. Pomimo tego co się teraz dzieję w twoim życiu kochanie-Wyciągnęła delikatnie dłoń i dotknęła mojego policzka, tak czule i delikatnie, jakby już nigdy nie miała tego powtórzyć.
Ziewnęłam cicho i zaczęłam udawać, że się wybudzam. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam w niebieskie tęczówki swojej mamy. Kochałam ją bardzo mocno, ale ona mnie nie rozumiała, nikt nie rozumiał.
- Dzień dobry- starałam się powiedzieć to sennym głosem i w miarę mi się to udało.
- Dzień dobry Mia- spojrzała na mnie, a ja dopiero teraz zauważyłam jej zapuchnięte oczy, płakała i to przeze mnie- Czemu do tego wróciłaś?- zapytała po chwili milczenia.
- Przepraszam to.. to było silniejsze- westchnęłam cicho i wtuliłam twarz w poduszkę- żałuje mamo- szepnęłam, chodź nie byłam pewna czy to jest prawda. Nie wiedziałam czy żałuję. A wtedy ona położyła się obok mnie i mocno mnie przytuliła. Wtuliłam się w zagłębienie jej szyi i zaczęłam płakać. Zawiodłam rodziców, znów ich zawiodłam.
- Wyjdziesz z tego kochanie, na pewno. Pomożemy Ci z tatą.
- Dziękuje- powiedziałam cicho, tuliła mnie jeszcze chwile, ale wyszła po paru minutach, a ja zostałam sama wraz ze  swoimi myślami.
- A jeśli Louis na prawdę tak o mnie myśli? I wtedy na moście okazał mi tylko litość jako dobry człowiek?- westchnęłam cicho- Czas zapomnieć Mia i wziąć się za siebie. Wyjdziesz z tego, uda Ci się znów to pokonać.
Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Zwykłe czarne jeansy, czarna koszulka i trampki również w tym kolorze. Typowy strój dla mnie, zapakowałam jeszcze do walizki kosmetyki, ramki ze zdjęciami, laptopa i tablet. Rozejrzałam się po pokoju, w kącie zobaczyłam swojego misia, poszłam po niego od razu i objęłam mocno.
- Bez ciebie nie jadę Pysiu- zapakowałam go i poszłam do łazienki- Wyglądasz tragicznie- westchnęłam do swojego odbicia, wzięłam puder i starałam się zamaskować sporą ilość niedoskonałości na mojej twarzy, wzięłam tusz i przejechałam nim dwa razy po rzęsach.
Kiedy byłam gotowa wzięłam walizkę i zeszłam na dół do rodziców, mama właśnie robiła śniadanie.
- Co jemy mamo?-uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam przy stole.
- Naleśniki- kiwnęła głową i podała nam je- smacznego.
Zaczęłam jeść zerkając co jakiś czas to na mamę to na tatę- Przepraszam, że robię wam tyle kłopotu. Przepraszam, że jestem, waszą córką- szepnęłam trochę ciszej.
Rodzice spojrzeli na mnie, a ja zakryłam twarz, żeby moje łzy nie były takie widoczne. Poczułam, że mama zaczęła mnie obejmować.
- Córeczko, każdy popełnia błędy i nikt nie jest idealny, a ty po prostu jesteś aniołem który upadł po raz drugi, ale na więcej razy ci nie pozwolę- mówiła tuląc mnie.
- Ale wiem, że wy zasługujecie na kogoś lepszego- powiedziałam przez łzy.
Po chwili dołączył do nas tata i objął mnie tak jak mama.
- Bardzo cię kochamy córciu, bardzo- wyszeptał.
Siedzieliśmy tak przez chwile, a ja chciałam, żeby trwało to wiecznie. Niestety trwało to tylko kilka sekund.  Mama zaczęła zmywać naczynia.
- Czas się zbierać- powiedział tata i lekko się do mnie uśmiechnął.
Kiwnęłam głową i wstałam z krzesełka, rozejrzałam się po kuchni i dobrze zapamiętałam ten widok, to samo zrobiłam w salonie. Poszłam na korytarz,  ubrałam się, wzięłam walizkę i przy wyjściu czekałam na rodziców. Gdy się ubrali się, wyszliśmy i wsiedliśmy do naszego czarnego Audi, tata wcześniej włożył mi walizkę do bagażnika, a ja w tym czasie zapięłam pasy. Włożyłam słuchawki do uszu i wyglądałam przez okno. Czekała nas długa droga, ok. 4 godzin, po krótkim czasie zasnęłam.

Był sylwester, już miałam wychodzić z instytuty i iść na most, ale zatrzymała mnie opiekunka.
- Gdzie się wybierasz młoda damo?- Zapytała mnie podnosząc głos.
- Nie pani zasrany interes. Chcę się przejść, jest mi duszno, boli mnie głowa i jest sylwester, może mogę iść chociaż na spacer- westchnęłam głośno- zamykacie nas tu jak szczury w klatce, które nic nie mogą. A ja też mam swoje życie.
- A skąd mogę mieć pewność, że nie pójdziesz do jakiegoś dilera?- uniosła brew. Była młoda, jeszcze chwile i mnie puści.
- Po to jestem w tym cholernym instytucie, żeby dalej brać to gówno- powiedziałam z sarkazmem- Uwierz mi, chce z tym skończyć, to wystarczająco mnie już wykończyło.
- Um, no dobra masz 30 minut, żeby wrócić z powrotem, bo inaczej dzwonie po policję i mówię, że uciekłaś- powiedziała poważnie i przesunęła się robiąc mi drogę.
Spojrzałam na zegarek, zostało mi pięć minut a droga zajmuje piętnaście, westchnęłam i zaczęłam biec najszybciej jak się tylko da. Dobiegłam o równiej północy na miejsce, na poręczy siedziała postać, która właśnie wstawała. Wiedziałam, że to on. Louis.
- Louis- powiedziałam, a postać o idealnej sylwetce odwróciła się w moją stronę. Miałam rację- to był on, taki sam jak wtedy. 
- Mia- powiedział i uśmiechnął się a wtedy stracił równowagę i poleciał w dół. Słyszałam tylko jego krzyk i to jak spadł na dół. Podbiegłam do barierki i zaczęłam płakać, krzycząc jego imię. Po godzinie zobaczyłam radiowóz nadjeżdżający w moją stronę. Weszłam na barierkę i spojrzałam na nich.
- Jeśli On to ja też- powiedziałam i skoczyłam, patrząc na zszokowanych policjantów.


Obudziłam się ze łzami w oczach, znów. Byliśmy już blisko, a po nie całych 20 minutach, dojechaliśmy. Wysiadłam z samochodu, wyciągnęłam swoją walizkę i spojrzałam na ten budynek. Był okropny, w kolorze zgniłej zieleni, stary budynek, małe okna z kratami, ogród był duży, ale zaniedbany. Westchnęłam cicho patrząc na mój nowy dom. Pożegnałam się z rodzicami obok samochodu, ponieważ nie mogli oni wchodzić na teren instytutu.
- Kocham was, bardzo mocno. Mam nadzieję, że jak wrócę to będziecie, ze mnie dumni.-Powiedziałam tuląc ich.
Kiedy wsiedli do samochodu pomachałam im, a sama poszłam w stronę wejścia ciągnąc za sobą swoją walizkę. Poszłam do lobby i wzięłam swój kluczyk. Odszukałam swój pokój na 10 piętrze i weszłam do niego, na szczęście był pojedynczy. Kiedyś te ściany na pewno były białe, teraz są brązowe. Zrobiło mi się niedobrze na widok tego, rozpakowałam się, ubrania włożyłam do dużej szafy, po ścianach porozwieszałam zdjęcia, plakaty i różne obrazki. Kiedy skończyłam położyłam się na łóżku i spojrzałam na swoje dzieło.
- Może być, Mia. Nieźle ci poszło-zaśmiałam się cicho.
Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać o Lou, jego ślicznych oczach, idealnie ułożonych włosach, tym cudownym uśmiechu. Na myśl o tym wszystkim popłynęły po moim policzku gorące łzy. Nie mogłam o nim zapomnieć w żaden sposób. Chciałam wiedzieć czy na prawdę kocha tą śliczną brunetkę czy nie. To ja chce się budzić przy nim codziennie, ja chce robić mu śniadania, całować go, obejmować. Ja chce to wszystko. Wbrew pozorom ja znam go najlepiej, ja jako jedyna wiem, że chciał się zabić wtedy co ja. Tylko ja to wiem. Po chwili moich przemyśleń zasnęłam ze łzami w oczach. Obudziłam się rano, zeszłam na śniadanie do stołówki, wzięłam tackę z jedzeniem i zaczęłam jeść. Kiedy już miałam odejść od stolika ktoś się dosiadł. Spojrzałam na chłopaka, który się lekko do mnie uśmiechał.
- Hej, jestem Logan- wystawił dłoń, a ja ją od razu uścisnęłam.
- Mia, miło mi- uśmiechnęłam się lekko.
- Więc, Mia powiedz mi czemu tu utknęłaś- spojrzał na mnie ciepło, był dość przystojny, ciemne włosy starannie ułożone, słodki uśmiech. Spodobał mi się na pierwszy rzut oka.
- Dragi-zaśmiałam się niemrawo- a ty?
- Też- kiwnął głową- gówno nieźle uzależnia.
Zaśmiałam się cicho i tylko pokiwałam głową. Rozmawialiśmy dopóki nie zjadł swojej porcji, odnieśliśmy razem tacki. Byłam szczęśliwa, gdy okazało się, że miał pokój naprzeciw mojego. O 12:30 mieliśmy wspólną terapie, więc poszliśmy tam razem. Była strasznie nudna, siedzieliśmy w kącie i śmialiśmy się ze wszystkiego. Opowiadał mi dużo żartów, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Po zajęciach mieliśmy już wolne, więc wyszliśmy na spacer i dużo rozmawialiśmy, opowiadał mi jak zaczął, a potem ja jemu.
Dobrze się rozumieliśmy, wieczorem każdy z nas poszedł do swojego pokoju. Wykąpana położyłam się do łóżka, dziś w nocy myślałam o nim, a nie o Louis'ie.
Myślę, że znalazłam nowego przyjaciela.
                                                                                    ***

Przepraszamy za taką dużą przerwę, ale dużo się działo w naszym życiu i nie miałyśmy siły nawet pisać. Teraz już praktycznie są wakacje, więc będziemy miały dużo czasu na pisanie!
Trzeci rozdział jest dodany drugi raz, ponieważ był przerabiany.
Więc piszcie swoją opinie, dodawajcie się do zakładki informowani [KLIK] (jeśli zmieniacie usery, informujcie nas o tym!), zachęcamy do zaobserwowania naszego bloga :)
Jeśli jeszcze nie widzieliście zwiastuna to zapraszamy [KLIK]
Jeszcze raz przepraszamy.
Kochamy was!
PS. Chcielibyście wersję na wattpad? Piszcie w komentarzach.
~ Karola i Marcela

wtorek, 31 marca 2015

2. Koka czy odwyk?

Popatrzyłam na zegarek- 7:00, na polu padał śnieg, co było normalne w grudniu. Czemu spałam tylko 3 godziny, a wcale mi się nie chciało dłużej spać? Może to przez to, że nie mogłam zamknąć myśli w mojej głowie. Z jakiegoś powodu chciałam podjąć tą głupią decyzję o odwyku, a druga połówka mózgu mówi co innego. Jezu, jak żyć?

- Mamo?- pytam po cichu, wchodząc do kuchni.
Nic.
- Mamo?!- krzyczę na cały dom, ale dalej nic. Nie ma jej w domu. och.
Zrobiłam sobie kanapki i z powrotem poszłam do swojego pokoju, nie miałam na dzisiaj jakiś szczególnych planów. W sumie to nie miałam żadnych planów.

Był poniedziałek, co oznaczało pójście do szkoły- czego na prawdę nienawidziłam. Zresztą jak każdy.
Ubrana, spakowana wyszłam z domu, na moje szczęście szkoła była nie daleko, więc spokojnie mogłam tam zajść na nogach, a droga zajmowała mi tylko 10 minut. Jedynym minusem śniegu jest to, że ciężko się chodzi, więc droga zajmuję mi około 20 minut. A tak to kocham śnieg.
Szłam z uśmiechem na twarzy, sama nie wiem dlaczego, po prostu miałam dziś dobry humor.
Na pierwszej lekcji było dość znośnie, siedziałam z Ariel- moją dobrą koleżanką. Miałam szczęście, że pan od polskiego mnie nie zapytał, bo na nic bym nie odpowiedziała. Cóż, przez weekend nie zdążyłam się nauczyć.
Po piątej godzinie byłam już zmęczona i chciałam tylko wrócić do mojego ciepłego łóżeczka. Wyszłam ze szkoły żegnając się wcześniej ze swoimi znajomymi, włożyłam słuchawki do uszu i nagle ogarnął mnie chłód, ból i... głód. Przypomniałam sobie Louisa i tą dziewczynę, opróżniłam kieszenie, portfel i sprawdziłam ile miałam pieniędzy.
-Za mało.-Westchnęłam cicho. Ale jeszcze nigdy nie brałam na kreskę, może mi się uda. Poszłam szybko do miejsca gdzie mieszka mój dostawca, zapukałam do drzwi. Dom był mały, drewniany, opuszczony, dookoła niego śmierdziało, a w środku jeszcze gorzej. Nie rozumiem, przecież był bogaty, prawda? Nigdy nie widziałam jego twarzy, zawsze miał kominiarkę, co jakiś czas wyjeżdżał na długo i wtedy miał zastępce. Miałam jednak cichą nadzieje, ze dziś będzie to on. Wszyscy nazywali go 'daddy'. Spojrzałam na dłonie i czekałam, aż ktoś mi je otworzy. Z zamyślenia wybudziło mnie skrzypienie ostrych drzwi.
-Czego?!- Zapytał mnie ciemno włosy chłopak stojący przede mną. Czyli jednak nie on.
-Um... jest Daddy? - Zapytałam po chwili gapienia się na niego.
-Nie ma.-Syknął.- A czego chcesz? Jeśli dragi to teraz ja się nimi zajmuję, jego nie ma i nie będzie dość długo.
-Tak, chce dragi.-Powiedziałam po chwili wahania.- Chce koke, jak zwykle.
-Moment, a właśnie płacisz teraz czy jak?- Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.
-Chce na kreskę, pierwszy raz to robię więc mi przysługuje i chce jeden woreczek.-Powiedziałam krzyżując ręce na piersi.
-Jasne.-Skinął i wszedł do środka, czekałam na niego mniej niż 5 minut.-Masz- Podał mi woreczek- sto złotych na za tydzień, bo jak nie to procenty, chyba wiesz?
-Tak, tak. Dzięki -Skinęłam głową, wzięłam woreczek schowałam go do kieszeni i poszłam w stronę swojego domu.
Weszłam do środka, sprawdziłam automatyczną sekretarkę.
-Mia tu mama, ja i tata dziś nie wracamy, delegacja się przeciągnęła. Przepraszamy cie i bardzo mocno kochamy, nie rób nic głupiego kochanie. Mama. -Odezwał się telefon, a ja chciałam zacząć tańczyć ze szczęścia. To znak z niebios. Uśmiechnęłam się szeroko, zamknęłam wszystkie drzwi, okna w domu i poszłam do sypialni, rozpakowałam się i przebrałam. Usiadłam przy biurku, wzięłam paczuszkę i otworzyłam ją. Kiedy opróżniłam cały woreczek, byłam w stanie euforii, nie czułam tego bólu, pustki a co najważniejsze głodu. Byłam szczęśliwa, śmiałam się cały czas, robiłam głupie rzeczy.
Po dłuższym czasie to wszystko przeszło i zrobiłam się senna, położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Rano obudziły mnie jakieś krzyki.
Ledwo otworzyłam oczy, a już mogłam zobaczyć bałagan, który zrobiłam.
- Jaki kurwa syf- Westchnęłam.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na mamę, która stała w drzwiach.
- Miarka się przebrała, Mia!- usłyszałam głos mamy, już teraz mogłam powiedzieć, że źle to się skończy.
Głowa mi pękała, brzuch burczał i do tego zaczęło mi się kręcić w głowie.

Ostatnie co pamiętam, to biegnąca mama w moją stronę, kiedy upadałam na łóżko. Chyba zemdlałam.
Do głowy nasunęło mi się pewne pytanie: Czy Louis zdaję sobie sprawę, że ja jednak żyję?

 _________________________________________________________________________
Cześć! Na początku chcemy was przeprosić, że nie dodałyśmy wcześniej rozdziału, ale z powodów zdrowotnych nie byłyśmy w stanie. 
No więc, jak wam się podoba rozdział? 
Chcesz być informowana/y o nowych rozdziałach? [KLIK] 
~ Karola i Marcela 


środa, 11 marca 2015

1. On zapomniał, ale ja nie potrafię

31 grudnia 2012
Popatrzyłam na zegarek, zostały już tylko dwie minuty. Dopiłam szampana dalej siedząc na poręczy. Nagle niebo zaczęło błyszczeć od fajerwerków co wyglądało cholernie pięknie. Oświetlone błyskami z każdej strony. To jest jeden z powodów dla którego chciałam zniknąć z tego świata, akurat w taki dzień i w taki sposób.
''-Spotkamy się tu za rok, jeśli, któreś z nas się nie pojawi, to znaczy, że drugie może skoczyć''- przypomniałam sobie jego słowa. Rozejrzałam się wokół, ale go nie dostrzegłam, to znak, że mogę to zrobić.
Odłożyłam butelkę na bok. Jestem gotowa.
Kiedy właśnie miałam skakać, poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
- Lou?- szepnęłam z nadzieją. Tak bardzo chciałam, żeby tu teraz był i mnie uratował. Zawiodłam się, kiedy moim oczom ukazała się postać starszego mężczyzny. To nie był Louis. - Przecież on zapomniał, idiotko- zganiłam się w myślach.
Mężczyzna z wielkim trudem usiadł obok mnie. Wyglądał na całkiem miłego. Miał na sobie czerwoną koszulę, na którą włożył brązową kurtkę i zwykłe spodnie, na głowie widniał mu kapelusz.  
- Przepraszam Cię moje dziecko, że nie jestem Louis`em- westchnął cicho. Spojrzałam na niego pytająco.
- Oczywiście, że nie ma pan za co przepraszać, a Louis, tak dla sprostowania to tylko taki jeden, nie ten jedyny ale...- przerwałam, spojrzałam przed siebie i dokończyłam- ale nie umiem o nim zapomnieć.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy zanim się odezwałam.
- Przecież ja nawet go dobrze nie znam- zaśmiałam się słabo- chciałby pan poznać moją jakże nudną historie?
- Oczywiście- odpowiedział od razu- jestem świetnym słuchaczem i doradcą- uśmiechnął się delikatnie.
- No więc ja..- zaczęłam- miałam problemy, różne problemy, z alkoholem, z narkotykami, kłóciłam się z rodzicami. Do tego wiele razy chciałam popełnić samobójstwo- westchnęłam- ale jak widać żyję, więc się nie udało. Dwa lata temu byłam w tym samym miejscu z tym samym zamiarem jak dziś, ale wtedy powstrzymał mnie własnie on, a dziś pan. Rozmawialiśmy całą noc i obiecaliśmy sobie, że co roku będziemy się tu spotykać. Rok temu tu był, teraz go nie ma. Zapomniał i cóż, miał do tego prawo- moje serce zaczęło boleć coraz bardziej a oczy się nieco zaszkliły- przecież nie zmuszę go do tego, żeby o mnie pamiętał- patrzył na mnie ze smutkiem i współczuciem- jestem tylko zwyczajną osobą, a Louis jest sławny, nawet bardzo- zamknęłam oczy przypominając sobie jego promienną twarz i radość jaką czerpał ze śpiewu w tym programie.
- On zapomniał ale ja nie- sapnęłam- dziś pan uratował mi życie, ale nie wiem czy mam panu podziękować czy być na pana zła- zaśmiałam się. Naprawdę nie wiedziałam.
- Moja droga, wiedz, że na świecie nie jest jeden Louis, a ty musisz żyć i spełniać swoją misję jaką masz powierzoną. Szczęście może czekać tuż za rogiem, kochanie. Jesteś wyjątkową, śliczną dziewczyną i musisz w to uwierzyć i iść z podniesioną głową przez życie. Pokaż ludziom jaka jesteś, pokaż, że jesteś cudowna i jedyna w swoim rodzaju- chwycił mnie za ramię- a jeśli wiesz, że ten chłopak, to ten jedyny- musisz go znaleźć i walczyć o niego- patrzył cały czas na mnie uśmiechając się- uwierz w siebie.
Przetwarzałam w głowie wszystkie informacje od tego człowieka. Może ma racje? Może powinnam spróbować?
- Mia- wyciągnęłam dłoń.
- Chris- uścisnął ją i po raz kolejny obdarzył mnie uśmiechem. Z uśmiechem wyglądał dużo młodziej.
- Wie pan co?- wstałam, żeby znaleźć się jak najdalej od poręczy- może ma pan racje- popatrzyłam w niebo, a on stanął obok mnie i zrobił to samo- on już ma powód do życia, a ja dopiero muszę go znaleźć.
- Wiem, że postąpisz słusznie, Mia- odwrócił się i odszedł.
Usiadłam opierając się o murek, siedziałam tak do rana, myśląc o Lou i o tym co zrobić w nowym roku.
Sama nie wiedziałam dlaczego tak łatwo uległam, przecież miało mnie tu nie być. Westchnęłam.

Do domu wróciłam około siódmej rano, przywitałam się z rodzicami, którzy mięli sporego kaca po czym poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.  
- Skoro nie przyszedł, to ja nie powinnam żyć. Ale on zapomniał, więc pakt się nie liczy- wzięłam laptopa i zaczęłam szperać o internecie, przypadkiem, całkiem przypadkiem, zobaczyłam zdjęcia Lou z jakąś ciemno włosom dziewczyną. Było bardzo atrakcyjna, a jej długie włosy były pofalowane i piękne. Znalazłam też parę zdjęć na których się całują, więc to oczywiste, że są razem. Ona to ma szczęście. Nienaganny strój i makijaż, pasowała do niego, ale ja i tak jej zazdrościłam. To ja go pierwsza poznałam. Chyba. Za to tylko ja wiem, że chciał się wtedy zabić, gdybym chciała zniszczyć jego opinie publiczną,
sprzedałabym to gazetą. Ale ja nie chciałam go krzywdzić. Westchnęłam głośno, zamknęłam laptopa i odłożyłam go myśląc o tym, co on w niej widzi.
Myślałam też o nas, ale przecież ''nas'' nie ma i nigdy nie było. Czemu nie mogę przestać o nim myśleć?
Jedyne co mi teraz zostało, to iść dalej swoją drogą, on sobie poradził, więc czemu ja mam nie dać rady? A no tak, ja jestem pechowcem, ale postaram się i w końcu będzie musiało mi wyjść.  
W tej chwili myślę tylko o tym czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę, ale nie na koncercie, albo czy kiedykolwiek się spotkamy. Cóż, wątpię, on mnie nie pamięta.
W mojej głowie jest teraz tyle myśli i emocji, chyba zaraz eksploduje. Smutek, zazdrość, szczęście wywołane jego szczęściem, ale i też złość. Tak, jestem na niego zła.
Znienacka przyszedł przypływ zmęczenia, więc weszłam pod koc i położyłam się tak, że było mi całkiem wygodnie. Ostatni raz spojrzałam w niebo, z nadzieją, że on również w nie patrzy, zamknęłam oczy, a sen przyszedł bardzo szybko.

Dzisiaj mamy siedemnasty stycznia, minęło już siedemnaście dni od mojej nie udanej próby samobójczej. Od tamtej chwili miało być tylko lepiej, a było coraz gorzej. Nie dałam rady, znów powróciłam do mojego, starego trybu życia, myślałam, że jestem silniejsza, ale nie jestem. Alkohol, narkotyki były mi potrzebne bardziej niż tlen. I potrzebny był mi Louis, nawet bardziej niż nikotyna, bardziej niż cokolwiek.
 Była godzina osiemnasta, kiedy mama postanowiła zakłócić mój spokój.
- Mia!- usłyszałam jej głos z za drzwi, jedyne czego chciałam, to żeby sobie poszła- otwórz drzwi, mamy do pomówienia!- krzyknęła głośniej, uderzając lekko w drzwi.
- Jest otwarte- powiedziałam, wcale nie chciało mi się drzeć, zresztą i tak nie miałam na to siły.
Sekundę później moja rodzicielka siedziała na moim łóżku, rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu spojrzała na mnie.
- Nie wiem co się z tobą stało- jej smutne oczy cały czas były wpatrzone w moje- myślałam, że się zmieniłaś. Ja też tak myślałam.
- Do czego zmierzasz,  mamo?- pytam, ale mi nie odpowiada- po co przyszłaś?!- podnoszę głos. Nienawidzę jak ktoś mi nie odpowiada.
- No więc... - zaczyna- razem z tatą myśleliśmy nad tym, żeby ponownie wysłać cię na odwyk- kończy, a mi pada szczęka. Mama widząc moją reakcje szybko dodaje- poprzednim razem ci pomogło, więc i teraz pomoże.
Nie chcę na odwyk. Nie mogłabym się wtedy widywać ze znajomymi... no dobra, to by mi było obojętnie, ale nie chcę jechać, po prostu nie. Bez zastanowienia wyszłam z pokoju, jak najszybciej ubrałam buty, kurtkę i wyszłam. Słyszałam za sobą głosy rodziców, ale miałam ich gdzieś. Chciałam pójść na imprezę i super się bawić.
 
Do domu wróciłam po czwartej rano, co było dla mnie normą w soboty. Rodzice też zdążyli się przyzwyczaić. Impreza okazała się denna, a ludzie z mojej paczki.- wkurzający. Bawiłam się do godziny dwudziestej drugiej trzydzieści, a potem zwinęłam się, żeby móc się przejść. Znajomym powiedziałam, że muszę jutro jechać z mamą do babci, więc muszę wrócić wcześniej, uwierzyli. Zawsze wierzą, nawet wtedy, kiedy mówię, że wszystko jest w porządku, a tak na prawdę rozwala mnie od środka.
Kładę się w ubraniach do łóżka i przyłapuję samą siebie na myśleniu o pomyśle mamy. Od razu odsuwam od siebie myśl o odwyku i zasypiam.

***
Cześć! No to jest pierwszy rozdział, co myślicie?  Liczymy na wasze szczere opinie, to dla nas bardzo ważne. Dziękujemy za tyle wyświetleń i za wszystkie komentarze.
Na blogu pojawił się nowy wygląd i okładka po boku z prawej strony.
Chcesz być informowana/y o nowych rozdziałach? [klik] 
do następnego! 
~ Karola i Marcela

ZWIASTUN 



Jak wam się podoba zwiastun, okładka i nowy wygląd bloga? 





środa, 4 marca 2015

Prolog

Moje życie wcale nie jest kolorowe, a odkąd skończyłam 14 lat jest coraz gorzej. Ciągnę kłótnie z rodzicami, kłopoty w szkole, złamane serce. I wtedy się zaczęło. 
Byłam na odwyku w wieku 15 lat i to pomogło, ale tylko na chwilę. Po pół roku znów zaczęłam się okaleczać, nerwy brały górę. Rodzice chcąc mi pomóc, przenieśli firmę do Londynu i zamieszkaliśmy tam z nadzieją, że odmienię się na lepsze.  

Teraz mam już 17 lat, żyłam w Londynie 2 lata. Odstawiłam alkohol, narkotyki, ale chęć skończenia ze sobą została w mojej głowie i chyba zostanie na długo. 

Właśnie mamy 31 grudnia, w sylwestra, zamiast całować ukochaną osobę, której nie mam, siedzę na poręczy mostu z butelką szampana i czekam na północ. Macham nogami i śpiewam beznadziejne piosenki. Mam nadzieje, że nikt mnie nie zauważy, bo będzie chciał mnie powstrzymać. Będzie chciał mi pomóc, wezwać policje czy straż pożarną. Ale mojego losu już nie zmienię, chce tego. Patrzę za zegarek, zostało mi 30 minut. Nagle ktoś siada obok mnie, patrzę na niego i widzę przystojnego chłopaka, gdzieś w moim wieku. Siedzimy tak dwadzieścia minut, wiem bo patrzyłam na zegarek.   
- Czemu chcesz to zrobić- spojrzał na mnie marszcząc brwi. 
- Sama do końca nie wiem- wzruszyłam ramionami, nie chciałam mu się zwierzać- a ty czemu tu jesteś? 
- Mam już dość swojego życia, to dziwne, wiem- zaśmiał się nerwowo.
- Jestem Mia, a ty?- popatrzyłam na niego wyciągając dłoń. 
- Louis, miło mi- uścisnął ją i podarował mi lekki uśmiech.
Nastąpiła krótka cisza, potem znów się odezwał. 
- Może chcemy zrobić to zbyt pochopnie? 
- Ale co masz na myśli?- nie rozumiałam.
- Z tym skokiem, mam pewien pomysł- uśmiechnął się- mogę się napić?  
- Jasne- podałam mu butelkę, a on dopił do końca szampana wyrzucając ją przez siebie- Jaki pomysł, Lou? 
- Spotkamy się tu za rok- zaśmiał się, wyglądał słodko kiedy się uśmiechał- jeśli, któreś z nas się nie pojawi, to znaczy, że drugie może skoczyć, okej? 
- To szalone, ale zgoda- podaliśmy sobie ręce. 
Później spędziliśmy całe sylwestra w swoim towarzystwie, super się bawiłam. Myślę, że go polubiłam i miałam nadzieje, że za rok się spotkamy.  
  
Mój rok był zwyczajny, spokojny, nic się nie działo. Nie dotknęłam żyletki ani razu, chodziłam do szkoły, na spotkania ze znajomymi. Zwykły rok, zwykłej nastolatki. 
Za to rok Louis`a? Jego życie uległo zmianie, oglądałam kiedyś x-factor z mamą i wtedy go zobaczyłam, tego chłopaka z mostu, który chciał zrobić to samo co ja. Kiedy zobaczyłam mimowolnie się uśmiechnęłam. Gdy zaczął śpiewać, głos miał jak anioł a ja rozpływałam się od środka. Trzymałam za niego kciuki, a na samym końcu połączono go w zespół z 4 chłopakami. Stałam się ich fanką, myśląc czy spotkam go jeszcze kiedyś. Jego kariera po programie nabrała rozpędu, pierwsze koncerty, piosenki.   

Jak sobie obiecaliśmy 31 grudnia poszłam w to samo miejsce, byłam prawie pewna, że nie przyjdzie, przecież minął rok, wcale nie musiał o mnie pamiętać. On jest kimś, a ja dalej nikim. Tyle osiągnął przez ten rok, a ja? Nic. 
Kończyłam już pić szampana, z uwagą, żeby się nie opić. 
- Została minuta- powiedziałam do siebie- skoczysz i już cię nie ma- szepnęłam. 
- Mia?- usłyszałam znajomy głos za moimi plecami. 
- Lou- odwróciłam się z lekkim uśmiechem. Jest tutaj, przyszedł. 
- Chyba nie chciałaś skakać?- zapytał.
- Myślałam, że nie przyjdziesz, że zapomniałeś- powiedziałam.   
- Jakbym mógł?- spojrzeliśmy w niebo, oglądaliśmy w ciszy fajerwerki. 
Tak kolejnego sylwestra spędziłam z Louis`em rozmawiając całą noc, o jego karierze, jak zmieniło się jego życie i jak wyglądało moje. 
- To za rok powtórka- zaśmiał się odchodząc. 
- Okej- krzyknęłam za nim- do zobaczenia Lou- uśmiechnęłam sie.  

Minął rok. Przyszłam w to samo miejsce, ale jego nie było.  
Jestem Mia, witam w moim świecie.  
 ***
Więc prolog już jest mamy nadzieję, że się wam spodobał, a jeśli tak to komentujcie, to bardzo miłe i motywujące. Również zachęcamy do dodawania się do zakładki 'Informowani'.
Dopiero się rozkręcamy, więc prosimy o wyrozumiałość, jeśli macie pytania, możecie zadawać je w komentarzu.
Widzimy się w 1 rozdziale :)
~Karola i Marcela